pexels-cottonbro-studio-6865169

Zrozumieć alergika

Katar, kaszel, duszenie się, obrzęki, wysypki, krosty i cała gama niejednokrotnie bolesnych i szpecących zmian skórnych, zapalenia spojówek, wymioty, biegunki, krew w stolcu, przewlekłe zapalenia oskrzeli, ciągła konieczność kontrolowania tego, co się je, gdzie się przebywa i czego się dotyka – a w końcu groźba szoku anafilaktycznego, mogącego skończyć się nawet śmiercią. To krótki przegląd dolegliwości i życiowych utrudnień, na jakie narażeni są alergicy zależnie od typu i siły swojej choroby. Jakby tego było mało, niektórych czeka jeszcze jedna przykra niespodzianka od losu – nie mniej bolesna niż te wymienione wcześniej – niezrozumienie ze strony najbliższego otoczenia.

Współcześnie alergia to prawdziwa plaga w społeczeństwach rozwiniętych, która osiąga już rozmiary pandemii. W Europie choruje na nią obecnie ponad 150 milionów osób, a naukowcy szacują, że liczba ta będzie wzrastać i w ciągu najbliższych 10 lat na różnego rodzaju dolegliwości alergiczne cierpieć będzie ponad 50% Europejczyków. W Polsce liczbę chorych szacuje się na ponad 15 milionów.

Choroby alergiczne bywają niezwykle uciążliwe: ograniczają aktywność osoby dotkniętej tą przypadłością i potrafią znacząco obniżyć jakość życia. Zmuszają często do drastycznych zmian w nawykach i trybie życia, tak aby zminimalizować szanse kontaktu z czynnikiem uczulającym, czyli alergenem.

Lekceważenie zamiast wsparcia

Jednak cierpienia alergików może spotęgować jeszcze jedno – przykre i zaskakujące – zjawisko, które nie ma bezpośredniego związku z ich chorobą. Wydawałoby się, że chorzy, zmagający się ze swoimi dolegliwościami, ze strony najbliższych powinni doświadczać przede wszystkim pomocy, wsparcia i zrozumienia. Tymczasem nierzadko zdarza się tak, że do zmagań z chorobą dołączają się zmagania z osobami z najbliższego otoczenia: mężem, żoną, teściową, ciotką, rodziną bliższą i dalszą, przyjaciółmi oraz znajomymi.

Okazuje się, że czasami ludzie, nawet ci bliscy alergikowi, nie potrafią zrozumieć jego choroby i potraktować jej wystarczająco poważnie. Bagatelizują zagrożenie związane z wystawieniem alergika na kontakt z substancją uczulającą, uważają chorobę za wymysł lub fanaberię, wynik przewrażliwienia lub urojeń. Potrafią nawet wyśmiać osobę chorą, obserwując jej wysiłki i zmagania mające na celu uniknięcie kontaktu z alergenem.

Na blogach, forach i portalach dla alergików często można znaleźć skargi i narzekania na różne formy niezrozumienia i lekceważenia, z jakimi chorzy stykają się na co dzień. Owe historie z życia wzięte obejmują zarówno opowiastki o drobnych i irytujących komentarzach ze strony krewnych i znajomych, jak i dramatyczne opisy wieloletnich konfliktów z rodziną.

Różne oblicza niezrozumienia

Mamy małych alergików słyszą, że alergia ich dziecka to „wymysł znudzonych rodziców”, że „przesadzają” z tym troszczeniem się o malucha, że to one same „nabawiły dziecko alergii”. Kiedy tłumaczą innym, że muszą ograniczyć wyjścia swojej pociechy na dwór, bo akurat jest wysokie stężenie pyłków, to „ludzie patrzą na nie jak na idiotki”. Pewna pani pisze, że została zmuszona do odcięcia się od rodziny, której członkowie podczas różnych imienin, urodzin i innych imprez okolicznościowych karmili jej dziecko, cierpiące na alergię pokarmową, niedozwolonym jedzeniem, oświadczając przy tym: „Jedz, mamusia nie widzi”.

Poważne problemy tego typu mają też dorośli alergicy. Pewna internautka, mocno uczulona na kocią sierść, opisała historię wieloletnich nieporozumień z teściową – miłośniczką kotów – która, mimo zapewnień, że jest inaczej, trzymała swoje koty w domu i przed wizytami synowej nie sprzątała należycie. Kończyło się to tym, że internautka ciężko odchorowywała każdorazowe odwiedziny, cierpiąc nie tylko z powodu dolegliwości alergicznych, ale także z powodu kłamstw teściowej, której postępowania ani motywów nie potrafiła zrozumieć.

Inna internautka opisuje dramatyczną historię swoich zmagań z alergią na nikiel, przez którą musiała mocno zmodyfikować swój tryb życia: wyrzucić sztućce i garnki i kupić takie bez niklu, przestać używać biżuterii, zegarków, uważać na kontakt z klamkami, bateriami zlewozmywakowymi i łazienkowymi, telefonem komórkowym, a nawet uważać na jedzenie i wodę do picia i mycia oraz kosmetyki, bo wszystkie te rzeczy mogą zawierać nikiel i tym samym wywoływać nieprzyjemne dolegliwości oraz pogorszenie samopoczucia. Te zabiegi i ostrożności wywoływały u jej męża niedowierzanie, poirytowanie, a nawet śmiech, „bo jak woda może uczulać”. Internautka pisze o swoim „strachu, panice, bólu, przerażeniu, bezradności, bezsilności, niewiedzy”, których doświadczała, zmagając się nie tylko z dziwną i tajemniczą chorobą, ale także z lekceważeniem jej cierpień ze strony najbliższej osoby.

Tajemnicza choroba

Można się domyślać, że to właśnie „dziwność i tajemniczość” tej choroby powoduje niezrozumienie otoczenia. Początkowo w swoją alergię mogą nie uwierzyć nawet sami chorzy. No bo jak to możliwe, że te wszystkie zwyczajne i normalne rzeczy w naszym otoczeniu, takie z którymi inni nie mają żadnego problemu, powodują akurat u mnie takie objawy? Jak można być uczulonym na promienie słoneczne? Na truskawki? Na kurz? Na nikiel? Na pyłki brzozy? Na jajka? No może jak zjem dużo orzechów, to mi zaszkodzi, ale taka śladowa ilość, że jej nawet nie widać, ma mi zaszkodzić? Dopiero stopniowe przekonywanie się na własnej skórze (a to określenie w stosunku do alergików ma bardzo dosłowny wydźwięk) powoduje przekonanie o realności choroby.

W prawdziwość choroby alergików może być tym trudniej uwierzyć osobom, które same nie doświadczają na co dzień dolegliwości powodowanych przez rzeczy przecież tak normalne i powszechne. Dlatego ważne wydaje się uświadamianie ludzi o naturze tej choroby, tak aby niepotrzebnie nie przysparzać chorym dodatkowych cierpień ze strony ich krewnych i znajomych.

Kampania

W kontekście opisanych wyżej problemów cenna wydaje się inicjatywa Europejskiej Akademii Alergii i Immunologii Klinicznej (European Academy of Allergy and Clinical Immunology – EAACI), która w czerwcu 2014 roku ruszyła z kampanią informacyjną na temat alergii. Tak o tym przedsięwzięciu mówi przewodniczący organizacji, Nikos Papadopoulos:

„Europejska Akademia Alergii i Immunologii Klinicznej wystartowała z kampanią uświadamiającą, aby pomóc społeczeństwu lepiej zrozumieć, jak czują się alergicy, jak mocno alergia wpływa na jakość życia, jak poważna i kosztowna może być ta choroba i jak ważna jest wczesna diagnoza i właściwe jej leczenie”.

Warto również sobie uświadomić, że nieleczona alergia może prowadzić do poważnych powikłań, np. rozwinięcia się astmy.

pexels-andrea-piacquadio-3807629

Domowe sposoby na przeziębienie

Działaj szybko

Jeśli tylko poczujesz pierwsze objawy przeziębienia, od razu podejmij środki zaradcze. Im szybciej zaczniesz działać, tym większe będziesz miał szanse na powstrzymanie inwazji wirusów!

Symptomy przeziębienia rozwijają się powoli – ok. 1-2 dni. Zazwyczaj jako pierwsze pojawiają się katar i ból gardła. Kiedy tylko stwierdzisz, że coś cię „łapie”, jesteś zmęczony i rozbity, bolą cię mięsnie i stawy, a w gardle czujesz drapanie, w miarę możliwości zostań w domu, odpoczywaj i rozpocznij leczenie.

Co na początek?

Zaaplikuj sobie dużą dawkę witaminy C (nawet 1000 mg). Ograniczy ona rozprzestrzenianie się infekcji, gdyż posiada właściwości uszczelniające naczynia krwionośne.

Kurowanie się dobrze jest też zacząć od podniesienia temperatury ciała – wówczas wirusy będą namnażać się wolniej. Możesz wziąć ciepłą kąpiel, najlepiej z dodatkiem kilku kropli olejków eterycznych. Wdychanie wonnej pary zadziała odkażająco. Do tego celu możesz użyć m. in. olejku eukaliptusowego, bergamotowego lub sosnowego.

Możesz też pobudzić działanie układu odpornościowego w następujący sposób: weź najpierw ciepły prysznic i wyszoruj ciało szorstką gąbką. Na zakończenie szybko spryskaj się strumieniem zimnej wody. Dzięki temu najpierw rozszerzysz naczynia krwionośne w skórze, które później ulegną obkurczeniu pod wpływem zimna. To ożywi krążenie, a co za tym idzie – zadziała stymulująco na mechanizmy obronne twojego organizmu.

Herbata i łóżko

Po kąpieli lub prysznicu połóż się do łóżka, żeby się wygrzać. Ale zanim to zrobisz, skorzystaj z jeszcze jednego, sprawdzonego i nieodzownego elementu kuracji przeciw przeziębieniu: gorącej herbaty. Może to być czarna herbata z cytryną, ale warto również spróbować rozgrzewającej herbaty z imbirem i cytryną. Pomoże również dodanie soku malinowego czy miodu.

Uzupełniaj płyny

Pamiętaj, że przy przeziębieniu istotny jest odpowiedni poziom nawodnienia organizmu. Jest to szczególnie istotne, kiedy przeziębieniu towarzyszy gorączka, która może doprowadzić do odwodnienia. Odpowiednia ilość płynów pomoże także udrożnić nos i ułatwi odkrztuszanie. Oprócz herbaty możesz też pić wodę mineralną i soki (o temperaturze pokojowej) oraz ciepłą wodę z miodem i cytryną.

Co z gorączką?

Gorączka, która nie przekracza 38 stopni Celsjusza, jest naszym sojusznikiem w walce z wirusami. Organizm podnosi temperaturę, aby ograniczyć namnażanie się zarazków. Jednak kiedy jest zbyt wysoka (powyżej 38 stopni), jej działanie może być niekorzystne, gdyż zbytnio obciąża układ krążenia, a u dzieci grozi wystąpieniem kurczów. Warto wówczas zastosować środki napotne, aby obniżyć gorączkę. Do tego celu możesz wykorzystać napar z lipy, czarnego bzu lub sok malinowy.

Wykorzystaj babcine sposoby

Nasze babcie znały kilka doskonałych sposobów na przeziębienie, których skuteczność potwierdza współczesna medycyna. Jednym z nich jest jedzenie czosnku, cebuli czy chrzanu. Te rośliny wspomagają odporność organizmu oraz zwalczają wirusy i bakterie.

Kolejny babciny „patent” to picie syropu z cebuli, który pomoże ci przy kaszlu i bólu gardła. Oto przepis: obierz dwie cebule, pokrój je, ułóż w słoiku i przesyp cukrem. Tak przygotowaną cebulę przykryj i odstaw na około 24 godziny. Stosuj 2-3 razy dziennie po 1-2 łyżeczki.

No i oczywiście nie można zapomnieć o nieśmiertelnym rosole. Naukowcy ustalili, że rosół z kury jest odżywczy i dodaje organizmowi energii. Ma także własności rozgrzewające i dobrze wpływa na działanie układu odpornościowego. Ale to nie koniec jego cudownych właściwości: wspomaga również nawilżanie błon śluzowych nosa i korzystnie oddziałuje na podrażnione gardło.

O czym jeszcze warto wiedzieć

Kiedy męczy cię kaszel i katar, zrób sobie inhalację. Możesz wykorzystać do niej olejki eteryczne: cedrowy, eukaliptusowy lub sosnowy przy zatkanym nosie oraz, m. in., pieprzowy, kardamonowy czy rozmarynowy przy kaszlu. Do inhalacji możesz również użyć naparu ziołowego z szałwii, majeranku lub rumianku. Przygotujesz go, zalewając 2 łyżki ziół gorącą wodą. Następnie pochyl się nad naczyniem, zakrywając głowę dużym ręcznikiem. Wdychaj opary przez ok. 15 minut.

Podczas przeziębienia najlepiej też jeść lekkostrawne posiłki. Dzięki temu organizm nie będzie niepotrzebnie zużywał energii na trawienie, tylko wykorzysta ją na walkę z infekcją.

bacteria-3662695_1920

Bakterie jelitowe a zdrowie

Bakterie jelitowe mają duży wpływ na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Dowiedz się, jak zadbać o ich prawidłowe funkcjonowanie.

Bakterie w jelitach cieszą się ostatnio dużym zainteresowaniem naukowców, a to ze względu na dużą rolę, jaką odgrywają w utrzymywaniu w dobrej kondycji naszego ciała i psychiki. Nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu mają niekorzystny wpływ na działanie mózgu, powodują niekorzystne zmiany w samopoczuciu i zachowaniu. Mogą także przyczynić się do rozwoju wielu chorób psychicznych i cywilizacyjnych.

Ludzkie ciało jest prawdziwym kosmosem w miniaturze, zamieszkiwanym przez olbrzymią liczbę mikroorganizmów. Trudno znaleźć część naszego organizmu, która nie byłaby zasiedlona przez niezliczone bakterie, grzyby, drożdże, pierwotniaki i inne drobnoustroje. Żyją one m.in. na skórze, włosach, w uszach, przewodzie pokarmowym, układzie oddechowym, jamie ustnej i nosowej. Ich łączną wagę u zdrowego, dorosłego człowieka szacuje się na około 2 kilogramy, a liczbę w samym jelicie grubym na 100 bilionów.

To właśnie mikrobiom (czyli ogół mikroorganizmów występujących w danym siedlisku) w jelitach jest w ostatnich latach obiektem szczególnego zainteresowania naukowców. Przyczyną tego są wyniki badań, wskazujące na znaczny i wielopoziomowy wpływ zamieszkujących jelita mikroorganizmów na stan naszego zdrowia – zarówno fizycznego, jak i psychicznego

Do czego jest nam potrzebny mikrobiom?

Mikrobiom naukowcy porównują czasami do organu, zwracając uwagę na to, że funkcjonuje on w ludzkim ciele nie jako luźny zbiór drobnoustrojów, ale ważny i złożony system, który współpracuje z innymi narządami i wpływa w niebagatelny sposób na ich pracę. Odgrywa on wiele istotnych ról, do których należą:

  • wspomaganie procesów trawienia poprzez metabolizowanie białek, węglowodanów, tłuszczy oraz obumarłych komórek i śluzu;
  • wytwarzanie witamin z grupy B oraz witaminy K;
  • chronienie jelit przed zasiedleniem przez bakterie chorobotwórcze;
  • stymulowanie układu odpornościowego i wspomaganie jego pracy;
  • redukowanie stanów zapalnych;
  • wpływanie na różnicowanie i dojrzewanie komórek nabłonkowych jelita;
  • neutralizowanie toksyn i substancji rakotwórczych;
  • uczestniczenie w metabolizowaniu cholesterolu i bilirubiny.

Jelita – „drugi mózg”

Niezwykle ciekawe zależności istnieją pomiędzy jelitami a mózgiem. Okazuje się, że te dwa narządy intensywnie komunikują się ze sobą, głównie za pomocą nerwu błędnego. Komunikacją ta jest przy tym właściwie jednostronna, gdyż spośród wszystkich wysyłanych impulsów aż 90% biegnie od jelit do mózgu. Te pierwsze nazywa się nawet „drugim mózgiem”, ponieważ liczbą neuronów ustępują jedynie mózgowi i są po nim drugim najważniejszym „centrum dowodzenia” w naszym ciele.

Bakterie jelitowe a mózg

Co jednak z tym wszystkim mają wspólnego bakterie jelitowe? Otóż współpracują one z neuronami w jelitach, które z kolei wysyłają sygnały do mózgu. W ten sposób mikrobiom wywiera wpływ na działanie mózgu.

Mikroby z naszego przewodu pokarmowego potrafią też wytwarzać substancje niezbędne do prawidłowego funkcjonowania rozwijającego się mózgu, takie jak np. gangliozydy wchodzące w skład mielinowych osłonek komórek nerwowych. Drobnoustroje mogą wpływać na mózg, a co za tym idzie na nasz nastrój i zachowanie, poprzez udział w metabolizmie tryptofanu, potrzebnego do syntezy ważnego neuroprzekaźnika – serotoniny („hormonu szczęścia”). Niektóre rodzaje bakterii potrafią też bezpośrednio syntetyzować serotoninę, a także inny istotny neuroprzekaźnik o nazwie GABA, który jest odpowiedzialny za wyciszenie i odprężenie.

Co więcej, okazuje się, że przeszczepienie bakterii jelitowych wziętych od zdrowych osób może być skuteczną terapią w chorobach, które wiążemy z zaburzeniami pracy mózgu. Taki zabieg potrafi złagodzić np. objawy autyzmu.

Bakterie jelitowe a zdrowie

Badania wskazują, że istnieje znaczący związek pomiędzy mikrobiomem jelitowym a naszym zdrowiem psychicznym i fizycznym. Naukowcy w wyniku eksperymentów doszli do wniosku, że zaburzenia ilościowe i jakościowe w funkcjonowaniu bakterii jelitowych (tzw. dysbioza jelitowa) mają wpływ na powstawanie takich chorób, jak: depresja, autyzm, schizofrenia, ADHD czy choroba dwubiegunowa.

To jednak nie wszystko: wykryto też związek pomiędzy dysbiozą jelitową a chorobami cywilizacyjnymi. Niesprawne jelita mogą przyczynić się do wystąpienia otyłości, cukrzycy, chorób autoimmunologicznych, alergii czy choroby Alzheimera.

Co wpływa na mikrobiom?

Widać zatem, że z zaburzeniami w działaniu mikrobiomu w jelitach nie ma żartów. Jest jednak dobra wiadomość: jednym z najważniejszych czynników wpływających na prawidłowe funkcjonowanie mikrobiomu jest dieta. To oznacza, że odżywiając się właściwie, możemy zapobiec wielu poważnym chorobom, złagodzić ich przebieg lub nawet się z nich wyleczyć.

Czynnikiem, który może zaburzyć właściwe funkcjonowanie mikrobiomu, jest stres. Powoduje on zmniejszenie liczebności bakterii ochronnych z rodzajów Lactobacillus i Bifidobacterium. Nadmierne wydzielanie hormonu stresu, czyli kortyzolu, jest też prawdopodobnie przyczyną przerostu bakterii potencjalnie chorobotwórczych, takich jak Escherichia Coli. Jeśli zatem zależy nam na dobrze działającym mikrobiomie, powinniśmy zadbać o ograniczenie stresu w życiu albo włączenie do naszej codziennej rutyny metod relaksacyjnych.

Jak dbać o bakterie jelitowe?

  • Jedz produkty bogate w błonnik rozpuszczalny (np. brązowy ryż, płatki i otręby owsiane).
  • Jedz warzywa i owoce bogate w polifenole (np. jagody, maliny, borówkę amerykańską) oraz takie, które zawierają substancje prebiotyczne, będące „pożywką” dla drobnoustrojów jelitowych (warzywa strączkowe, owoce cytrusowe, topinambur, por, cebulę, szparagi, banany).
  • Spożywaj wartościowe tłuszcze, zawarte np. w oliwie z oliwek.
  • Jedz dużo kiszonych warzyw, np. kapusty, buraków, ogórków oraz produktów mlecznych, np. jogurtu, kefiru, gdyż są one źródłem probiotycznych mikroorganizmów.
  • Pij zieloną herbatę, gdyż jest ona bogata w polifenole (katechiny).
  • Unikaj alkoholu, zwłaszcza w dużych ilościach. Jeśli już go spożywasz, wybieraj czerwone wino, które zawiera polifenole, takie jak resweratrol.
  • Staraj się nie spożywać żywności typu fast food, słodzonych napojów, ciastek i batonów, gdyż są źródłem tłuszczów trans i cukrów prostych.
  • Unikaj stresu, a jeśli jest to niemożliwe, stosuj techniki relaksacyjne.
  • Wysypiaj się.
  • Dbaj o zapewnienie sobie odpowiedniej ilości ruchu.
graham-mansfield-y7ywDXWJ-JU-unsplash

Niezdrowa pogoń za ideałem

Żyjemy w epoce kultu ciała, czasie, który cielesnością interesuje się niemal obsesyjnie. Jednak to zainteresowanie jest niesłychanie jednostronne, bo skupia się głównie na ciałach pięknych, młodych i atrakcyjnych. To przede wszystkim one pojawiają się w reklamach, telewizji, filmach, magazynach ilustrowanych czy na wybiegach dla modelek. Innym ciałom — tym, które odbiegają od ustalonego wzorca doskonałości — odmawia się wstępu do przestrzeni kultury masowej.

Akceptowane i nachalnie promowane wzorce „jedynie słusznej” cielesności obecne w popkulturze przekładają się z kolei na to, jak my sami odnosimy się do naszego wyglądu. Oddziałują na poziomie świadomym i nieświadomym i potrafią wpływać na samopoczucie, nieuchronnie związane z tym, jaką mamy relację z własnym ciałem — czy lubimy i akceptujemy się takimi, jakimi jesteśmy, czy też nie.

Groźne piękno

Z pewnością dbałość o ciało ma wiele pozytywnych aspektów, jednak współczesna tendencja do opierania poczucia własnej wartości głównie lub wyłącznie na wyglądzie niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. Próby dostosowania się do wyimaginowanych i najczęściej nierealnych standardów mogą być groźne zarówno dla naszego zdrowia psychicznego, jak i fizycznego. Często słyszy się przecież o przypadkach rozmaitych zaburzeń psychofizycznych związanych z wyglądem — o anoreksji, bulimii, tanoreksji (uzależnieniu od opalania) i innych przedziwnych i niespotykanych dawniej dysfunkcjach.

Ciekawa pod tym względem jest dysmorfofobia, czyli zaburzenie psychiczne charakteryzujące się występowaniem lęku związanego z przekonaniem o posiadaniu jakiegoś istotnego defektu urody. Wśród głównych przyczyn występowania tej fobii psychiatrzy i psychologowie wymieniają właśnie rozpowszechniany przez media, nieosiągalny dla większości, ideał urody. Osoba dotknięta tą przypadłością jest nadmiernie zaabsorbowana jakąś, zazwyczaj drobną lub nawet wyimaginowaną, niedoskonałością fizyczną. Jej ewentualne korekta lub usunięcie wcale jednak nie powoduje poprawy stanu psychicznego, gdyż dysmorfofobik znajduje sobie kolejny powód do narzekań. Jego zainteresowanie własnym wyglądem przybiera postać obsesyjną, powoduje cierpienie i odbija się niekorzystnie na funkcjonowaniu chorego w społeczeństwie.

Na różne fiksacje na tle własnego ciała narażone są szczególnie osoby niedojrzałe, które nie mają rozwiniętego poczucia własnej wartości i są nadmiernie podatne na sugestie płynące z otoczenia — z mediów lub grupy rówieśniczej. U nastolatków tendencja do oceniania innych głównie przez pryzmat ich wyglądu jest bardzo silna. Zbiega się ona z charakterystycznym dla tego wieku poszukiwaniem akceptacji wśród rówieśników, dla której przeciętny kilkunastolatek jest w stanie zrobić bardzo wiele, a odrzucenie przez grupę bywa dla niego niezwykle bolesne. Nie ma on przy tym jeszcze odpowiednio rozwiniętej i dojrzałej psychiki, pozwalającej obronić się przed negatywnymi opiniami na swój temat płynącymi z otoczenia, i przy braku wsparcia rodziny nieakceptowanie własnej cielesności może skończyć się poważnymi problemami psychicznymi, łącznie z depresją.

Obsesja młodości

Ale obecność i promowanie w kulturze masowej nierealnych standardów piękna dotyka nie tylko ludzi bardzo młodych. Kompleksy na tle własnego wyglądu mogą również wystąpić u osób dojrzałych. Częściowo jest to zupełnie naturalne i zrozumiałe — starzenie się i przemijanie to dramatyczne procesy nieodłączne od ludzkiego życia. Jednak to, w jaki sposób je przeżywamy, zależy w dużym stopniu od kultury. Jeśli podkreśla ona wartość dojrzewania — polegającą m. in. na zdobywaniu życiowej mądrości i doświadczenia oraz samodzielności, które sprawiają, że możemy pełniej cieszyć się życiem, rozwijać nasze pasje i marzenia — łatwiej również znieść niedogodności związane ze starzeniem się. Zupełnie inaczej żyje się w świecie, który docenia i szanuje ludzi dojrzałych i starszych, niż w takim, który nimi pogardza i ich dyskryminuje.

Z kultem ciała w tej postaci, w jakiej mamy obecnie do czynienia, związany jest kult młodości. Współcześnie wręcz nie wypada być starym, a starość wartościowana jest negatywnie. Stąd tendencja do tego, żeby na różne sposoby i za wszelką cenę „ujmować sobie lat”. Jest ona szczególnie widoczna, ze zrozumiałych względów, w środowiskach aktorów, celebrytów, modelek lub osób pracujących w mediach, które podlegają wyjątkowo silnej presji, aby wyglądać zgodnie z obowiązującymi, wyśrubowanymi standardami atrakcyjności. Wstrzykiwanie sobie botoksu, operacje plastyczne czy restrykcyjne diety są normą w tym gronie.

Wysiłki mające na celu zachowanie młodego wyglądu jak najdłużej same w sobie nie muszą być czymś złym. Problem zaczyna się wtedy, kiedy motywacją nie jest już utrzymanie zdrowia, kondycji czy dobrego samopoczucia, lecz chęć dopasowania się do sztucznie wykreowanego ideału urody lub pragnienie obsesyjnego zatrzymania procesu, którego powstrzymać się nie da. Z góry skazane na niepowodzenie próby zatrzymania upływu czasu potrafią bardzo uprzykrzyć życie i doprowadzić do wielu cierpień psychicznych i fizycznych. Zresztą nierzadko zdarza się, że efekty takich zabiegów odmładzających bywają odwrotne do oczekiwanych. Plotkarskie media często donoszą o ofiarach nieudanych operacji plastycznych lub ludziach, których maniakalna chęć poprawy urody lub odmłodzenia się doprowadziła do ruiny — fizycznej, psychicznej czy finansowej.

Nowe trendy

Na szczęście od niedawna da się zauważyć pewne zmiany. Do świata reklamy przebijają się nowe trendy. Na przykład w 2004 roku wystartowała kampania reklamowa firmy Dove o nazwie Campaign for Real Beauty, w której produkty firmy reklamowały kobiety o wyglądzie wykraczającym poza wąski i ograniczający model piękna. Kampania narobiła sporo zamieszania i wywołała dyskusję o nierealnych wzorcach promowanych w mediach, wpędzających kobiety w niepotrzebne kompleksy. Od tego czasu ważnym elementem działalności firmy Dove stało się poszerzanie definicji kobiecego piękna i demaskowanie sztuczności i szkodliwości dominujących w kulturze popularnej standardów wyglądu. Głośny stał się wyprodukowany przez firmę krótki film Evolution pokazujący, jak za pomocą stylizacji, makijażu i programu komputerowego do obróbki zdjęć można kobietę o przeciętnym wyglądzie zmienić w modelkę z billboardu.

W tym roku również w modzie ujawnił się pewien zaskakujący trend. W kampanii reklamowej francuskiej marki Céline pojawiła się licząca sobie ni mniej, ni więcej, tylko 81 lat Joan Didion, intelektualistka i pisarka. Inne znane marki modowe również zaprosiły do współpracy kobiety starsze: Saint Laurent wykorzystał wizerunek Joni Mitchell (72 lata), Versace Madonny (57 lat), a nowojorską markę Kate Spade reklamuje dziewięćdziesięcioczteroletnia Iris Apfel.

Pozostaje tylko zadać sobie pytanie, czy to tylko przelotna moda związana z ciągłym poszukiwaniem przez popkulturę i marketing nowości, czy też ten trend doceniania naturalnego piękna i dojrzałości zagości w kulturze masowej na stałe. Oby prawdziwa okazała się ta druga możliwość — dla dobra nas wszystkich.

person-holding-laboratory-flask-2280571

Dodatki do żywności

Kilka słów o dodatkach do żywności

Dodatki do żywności stanowią liczną grupę substancji, wytworzonych sztucznie lub pochodzących z natury. Dzięki ich zdolności do zmieniania pewnych cech żywności oraz własnościom konserwującym stosuje się je, aby poprawić właściwości danego produktu. Jedną z głównych przyczyn coraz częstszego wykorzystywania dodatków do żywności jest rosnąca konkurencja – producenci rywalizują między sobą o pozyskanie klientów poprzez wydłużanie przydatności produktów do spożycia oraz wpływanie na ich walory smakowe, zapachowe, konsystencję i kolor żywności.

Producenci żywności, pragnąc za wszelką cenę zdobyć, a następnie utrzymać przy sobie konsumentów, niejednokrotnie działają na ich niekorzyść (czego niestety konsumenci są często nieświadomi). Obecnie zdarza się, że sól okazuje się za mało słona, cukier za mało słodki, a świeżo przygotowana pieczeń mniej aromatyczna od kupnej wędliny. Taka sytuacja ma miejsce na skutek przesadnego stosowania dodatków do żywości jako ulepszaczy walorów smakowych oraz zapachowych. Również konsystencja wielu produktów zdaje się budzić kontrowersje, niekiedy podejrzanie atrakcyjna i apetyczna, wręcz nierealna do otrzymania bez pewnego rodzaju dodatków.

Fałszowanie rzeczywistego wyglądu żywności stanowi realne zagrożenie i – co gorsza – jest szczególnie często wykorzystywane w przypadku produktów niskiej jakości: ładna barwa i odpowiednia konsystencja uzyskane sztucznie maskują prawdziwy wygląd produktu oraz jego jakość. Warto jednak uświadomić sobie, że producenci żywności działają w ten sposób (dodając różnego rodzaju substancje do żywności) również dlatego, żeby dogodzić konsumentom, którzy często bezmyślnie kupują ich produkty, nie zważając na ich skład i dodatki, a kierując się jedynie atrakcyjnym wyglądem czy zapachem.

Dodatki do żywności, pomimo wielu wad, mają jedną ważną zaletę. Konserwują one żywność i wydłużają okres jej przydatności do spożycia. Na przykład azotyny (najczęściej stosowany jest azotyn sodu, czyli E250) chronią przed rozwojem bakterii Clostridium botulinum, Staphylococcus aureus czy Listeria monocytogenes, które mogą być szkodliwe dla naszego zdrowia. Osoby z niechęcią reagujące na widniejący w składzie symbol „E” powinny się zastanowić, czy rzeczywiście wszystkie dodatki do żywności są złe? Może warto zadać sobie pytanie, o ile wzrosłoby ryzyko ciężkich zatruć pokarmowych, gdyby nie obecność konserwantów czy regulatorów kwasowości?  O ile skróciłyby się daty przydatności do spożycia?

Dodatki do żywności mogą oddziaływać na nas negatywnie, przyzwyczajając do nienaturalnie wzmocnionych smaków i zapachów oraz do nienaturalnie wyglądającej żywności. Jednocześnie umożliwiają nam konserwację żywności i sprawiają, że jest ona bardziej bezpieczna, co można bez wątpienia zaliczyć do ich wielkich zalet. Widać zatem, że z części dodatków do żywności bez wątpienia nie powinniśmy rezygnować.

Podział dodatków do żywności

Podział dodatków do żywności może być różny i zależy od tego, czy bierzemy pod uwagę ich pochodzenie, czy też funkcję technologiczną.

Ze względu na pochodzenie dzieli się dodatki na trzy grupy:

  1. naturalne (pochodzące bezpośrednio z naturalnych produktów);
  2. identyczne z naturalnymi (pochodzące z syntezy sztucznej, ale posiadające strukturę chemiczną identyczną do ich naturalnych odpowiedników);
  3. sztuczne (pochodzące z syntezy sztucznej, o strukturze chemicznej charakterystycznej tylko dla nich).

Ze względu na funkcję technologiczną wyróżnia się natomiast:

  1. konserwanty chemiczne, które mogą hamować wzrost różnych drobnoustrojów;
  2. przeciwutleniacze, wpływające na wstrzymanie procesów utleniania składników żywności;
  3. regulatory kwasowości, nadające smak, ale również ograniczające rozwój bakterii i wpływające (poprzez zahamowanie lub przyśpieszenie) na procesy enzymatyczne;
  4. barwniki, które wpływają na kolor produktu poprzez jego przywrócenie, wzmocnienie lub nadanie;
  5. substancje smakowo-zapachowe, składające się z aromatów wpływających na smak i zapach oraz substancji słodzących, nadających produktom słodycz;
  6. substancję kształtujące teksturę, wśród których wyróżnia się substancje zagęszczające i żelujące oraz emulgatory i substancje przeciwdziałające zbrylaniu. Zalicza się tu wszystkie substancje wpływające na uzyskanie i zachowanie pożądanej konsystencji, tekstury i formy produktu.

W sumie na liście chemicznych dodatków do żywności znajduje się ponad 1500 substancji. Porządkuje się je za pomocą symbolu „E” oraz kodu liczbowego (np. E300 oznacza  wszystkim znany kwas askorbinowy – witaminę C). Określone zakresy liczbowe odpowiadają poszczególnym rodzajom dodatków:

100 – 199

200 – 299

300 – 399

400 – 499

500 – 599

600 – 699

900 – 999

1000 – 1999

barwniki

konserwanty

przeciwutleniacze i regulatory kwasowości

emulgatory, środki spulchniające, żelujące itp.

środki pomocnicze

wzmacniacze smaku

środki słodzące, nabłyszczające i inne

stabilizatory, konserwanty, zagęstniki i inne

Dodatki do żywności a zdrowie

Niezmiernie ważną kwestią jest wpływ dodatków do żywności na stan naszego zdrowia i samopoczucia. Pocieszający jest fakt, że każdy z dodatków oznaczonych symbolem „E” został przebadany i dopuszczony do spożycia jako nieszkodliwy. Jednak warto wiedzieć, że jest tak pod warunkiem, że nie przekroczymy dopuszczalnej zalecanej dawki. Problemem nie jest więc sam fakt występowania danej substancji w żywności, a jej ewentualne nadmierne spożycie. Co więcej, badania wykazują zależność pomiędzy spożywaniem przetworzonej żywności a występowaniem różnorodnych schorzeń, takich jak alergie, nietolerancje pokarmowe, nadciśnienie tętnicze, otyłość, a nawet nowotwory czy  ogólny spadek odporności organizmu. Należy więc zastanowić się, czy w przyszłości zostanie dowiedziona szkodliwość obecnie stosowanych i uznanych za bezpieczne substancji dodatkowych?

Na to, jak dobrze przebadane są określone dodatki, wpływa aktualny stan wiedzy naukowej, który z pewnością polepszy się w przyszłości. Warto jednak podkreślić fakt, że obecnie dopuszczone substancje dodatkowe są często dokładniej przebadane niż inne składniki żywności o potencjalnie negatywnym wpływie na zdrowie człowieka. Ponadto, biorąc pod uwagę to, że działanie danej substancji dodatkowej na organizm ludzki jest zależne od wielkości jej spożycia (wartość ADI), można stwierdzić, że groźne może być przekraczanie wartości ADI. Istotne jest zatem kontrolowanie ilości spożywanych substancji dodatkowych, ocena ryzyka oraz regulowanie ich użycia poprzez odpowiednie zmiany w prawie.

Powszechnie uważa się, że dodatki do żywności są powodem coraz częściej występujących alergii i nietolerancji pokarmowych, znacznego obniżenia odporności oraz wzrostu liczby zachorowań na nadciśnienie tętnicze i otyłość. Te informacje nie znajdują naukowego potwierdzenia, dlatego nie można winić dodatków do żywności za ogólne pogorszenie się stanu zdrowia społeczeństwa. Jednak da się zaobserwować tendencję do ograniczenia ich użycia przez producentów, co wynika z rosnącej niechęci konsumentów do kupowania produktów zawierających postrzegane nieprzychylnie dodatki. Na wzmocnienie tendencji do ograniczania ilości dodatków w żywności wpływają też obostrzenia prawne, które zobowiązują producentów do umieszczania na opakowaniach ostrzeżeń przed możliwym szkodliwym wpływem dodatków.

Można powiedzieć, że sama obecność dodatków w żywności w żaden sposób nie zagraża naszemu zdrowiu, a dzięki obowiązkowi podawania składu żywności możemy świadomie decydować o tym, które z dodatków wylądują na naszych talerzach wraz kupionymi produktami.

 

Których dodatków lepiej unikać?

Koszenila (E120) – czerwony barwnik stosowany powszechnie jako składnik jogurtów, dżemów, galaretek czy kisieli. Pozyskiwany jest zazwyczaj z wysuszonych, sproszkowanych owadów czerwców kaktusowych, dlatego powinni na niego zwrócić uwagę weganie i wegetarianie. Może być szkodliwy dla osób z alergią na salicylany, zwłaszcza w nadmiarze.

Czerwień allura (E129) – barwnik azowy, który rozpada się w procesie trawienia na kancerogenne związki aminowe. Jest składnikiem wielu produktów przetworzonych. Występuje między innymi w żelkach, ciastkach, galaretkach, słodkich napojach i płatkach zbożowych. Badania wykazują zależność pomiędzy wysokim spożyciem tej substancji a nadpobudliwością i zaburzeniami koncentracji u dzieci. Istnieją też podejrzenia, że czerwień allura może powodować wymioty, krwawienia z przewodu pokarmowego, uszkodzenia nerek lub alergie.

Benzoesan sodu (E211) – powszechnie stosowany dodatek używany do konserwacji dań gotowych, przetworów owocowych, wędlin, napojów gazowanych, sosów i wielu, wielu innych produktów. Ponieważ benzoesan sodu nie kumuluje się w organizmie jak niektóre inne substancje, wydaje się stosunkowo bezpieczny. Problem pojawia się wówczas, gdy produkty z jego dodatkiem stają się podstawą naszej diety, gdyż może on podrażniać śluzówkę żołądka, wywoływać wysypki, a być może nawet przyczyniać się do rozwoju nowotworów.

Dwutlenek siarki (E220) – powszechnie stosowany konserwant przedłużający świeżość warzyw i owoców. Siarkowanie zapobiega ciemnieniu i rozwojowi pleśni na świeżych, suszonych i kandyzowanych produktach. Stosuje się go także jako dodatek do wina i piwa. Jest on jednym z najsilniejszych alergenów – niebezpiecznym zwłaszcza dla astmatyków, ponieważ przedawkowanie go może wywołać poważne problemami z oddychaniem. Również osoby zdrowe powinny uważać na tę substancję, ogranicza ona bowiem przyswajanie witamin z pożywienia.

Azotan (V) sodu (E251), azotan (III) sodu (E250) – związki te są często stosowane  do poprawy smaku wędlin oraz nadania im atrakcyjnego, różowego koloru. Azotan sodu może reagować z innymi substancjami zawartymi w żywności, co spowodować może powstanie nitrozoaminy, substancji rakotwórczej. Aby do tego nie dopuścić, producenci dodają do mięs przeciwutleniacze (np. witaminę C).

Kwas fosforowy (E338) – to związek o silnych właściwościach demineralizujących. Występuje w napojach typu Coca-cola, napojach energetycznych oraz w puszkowanej żywności. Ponieważ wypłukuje on minerały z kości i zębów, jego nadmierne spożycie prowadzi do uszkodzeń szkliwa, próchnicy, jak również do osteoporozy.

Karagen (E407) – stosowany jako zagęszczacz dżemów, galaretek, marmolad, ketchupu, sosów oraz wyrobów cukierniczych. Jest także nośnikiem smaku odtłuszczonych produktów, dlatego często wykorzystuje się go w tzw. produktach light. Coraz częściej używa się go też jako wypełniacza wędlin, co oczywiście odbija się negatywnie na ich jakości. Wykazuje on właściwości rakotwórcze i wpływa na owrzodzenie jelit, a jego przedawkowanie często wywołuje uciążliwe wzdęcia.

Guma arabska (E414) – występuje w czekoladowych i kakaowych słodyczach, ale również w piwie, gumach do żucia i zbożowych produktach bezglutenowych. Jej nadmierne spożycie szkodzi zwłaszcza alergikom, poprzez nasilenie objawów astmy, kataru siennego i zmian skórnych.

Glutaminian sodu (E621) – najpopularniejszy wzmacniacz smaku. Występuje w większości produktów przetworzonych, między innymi w daniach gotowych, kostkach bulionowych, przyprawie Maggi, produktach instant i mieszankach przypraw. Glutaminian sodu pełni funkcję nośnika  niezwykle popularnego obecnie smaku umami, do którego wyjątkowo łatwo się przyzwyczaić. Może to doprowadzić do sytuacji, w której dania bez dodatku glutaminianiu nie będą nam już smakowały i w wyniku tego częściej będziemy sięgali po dania przetworzone. Glutaminian może również powodować pogorszenie nastroju, nudności, bezsenność, osłabienie, a nawet zaburzenia rytmu serca.

Aspartam (E951) – substancja słodząca o niskiej kaloryczności. Często stosuje się ją do wyrobu produktów typu light, ale znajduje się również w takich produktach jak: Coca-cola, jogurty, płatki śniadaniowe, gumy do żucia. Nie mogą jej spożywać osoby chore na fenyloketonurię. Spożycie aspartamu w zbyt dużych ilościach może powodować zaburzenia układu nerwowego i sprzyjać rozwojowi nowotworów. Szkodliwe składniki aspartamu uaktywniają się w wysokich temperaturach, dlatego produktów nim słodzonych nie wolno podgrzewać.

Amelia Krzyżanowska, Barbara Olejniczak
Wyższa Szkoła Zdrowia